Zbliżamy się do końca naszej edukacji w technikum. Pomiędzy zmaganiami w przygotowaniach do matury, a planami dotyczącymi naszej przyszłości w motoryzacji postanowiliśmy oderwać się od naukowego maratonu i pokazać szlify dziennikarskie. Do rozmowy o motoryzacji, przyszłości naszej i naszej szkoły zaprosiliśmy Kierownika Szkolenia Praktycznego Pana Profesora Marka Rechnio. „Prowadzimy poszukiwania kolejnych patronów, prowadzimy rozmowy z Teslą, planujemy również przywrócić klasę Mercedesa” - takimi słowami podczas naszej rozmowy zaskoczył nas nasz rozmówca.
Mateusz Michalik: Czy Pana zdaniem w dzisiejszych czasach należy zdobyć ogromną wiedzę i umiejętności, by zostać dobrym mechanikiem samochodowym. Czy ukończenie naszej szkoły jest wystarczające do pracy w tym zawodzie?
Marek Rechnio: Odpowiedź jest jednoznaczna, dla chcącego nic trudnego. Zaangażowanie w ukończenie naszej szkoły daje bardzo mocną podstawę, aby stać się tym mechanikiem w przyszłości. Umówmy się, że po ukończeniu naszej szkoły jesteśmy absolwentami, którzy mają ugruntowany szkielet do rozwijania swoich kwalifikacji.
Jakub Haligowski: Czy zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że ta branża z racji nieustannego rozwoju wymaga stałego dokształcania się?
M.R.: Oczywiście, jak najbardziej. Sama branża jest szalenie szeroka, mechanik, doradca serwisowy, wszelkiego rodzaju handlowcy. Mechanik towarzyszy pojazdowi od jego początku, od koncepcji po utylizację. Każda forma jest inna, lecz niejako opiera się na motoryzacji. Każda wiedza z zakresu motoryzacji jest jak najbardziej potrzebna, rozwój, mnogość, spójrzcie na Was. Kiedy przyszliście do szkoły, samochodem był samochód typowy z typowym silnikiem o spalaniu wewnętrznym. Na początku opowieści o samochodach elektrycznych one wydawały się czymś rodem z filmu science fiction. Minęło kilka lat i- ile tych samochodów z zielonymi tablicami jeździ po Warszawie? Kiedy kończymy naszą szkołę, jesteśmy szczęśliwi z uzyskanych kwalifikacji zawodowych i nagle dowiadujemy się o tym, jak wiele czeka na nas, ile doszkalania czeka na nas.
M. M.: Czy program nauczania w naszej szkole w sferze przedmiotów zawodowych nadąża za nowinkami w dziedzinie motoryzacji?
M. R.: Może nie program, ale treści. Oczywiście, że nie jest w stanie nadążyć, na co się składa wiele czynników. Jednym z nich będzie tempo rozwoju. Progres, jaki następuje w dziedzinie motoryzacji, jest ogromny. Drugą rzeczą jest dysonans pomiędzy oczekiwaniami koncernów samochodowych, które chcą dobrze zaprawionego mechanika, a niechęcią, bądź prawnymi niemożliwościami dzielenia się nowinkami. Jest to duży problem, bo to konkurencja, elementy patentowe… to my staramy się wyjść jako szkoła naprzeciw takim oczekiwaniom poprzez właśnie umożliwienie kontaktu młodym ludziom ze współczesną technologią w warunkach naturalnej pracy. Jeżeli pracodawca widzi w Was potencjał, chętnej dzieli się tymi informacjami. Stąd właśnie szkolenia branżowe, szkolenia grupy MAN’a czy BMW. Są to szkolenia dedykowane właśnie dla tych grup, nie są dla wszystkich. Istotny jest fakt, że pozwalają nam nauczycielom na wykorzystanie niektórych elementów na potrzeby dydaktyczne, oczywiście. Jest to jakieś wyjście z tego impasu. Kiedy jeżdżę po serwisach szukając nowych alternatyw i widzę tam twarze uczniów, daje mi to ogromną satysfakcję.
J. H.: W jaki sposób Pan trafił do tego zawodu?
M. R.: U mnie była to złożona sprawa. Trafiłem do tej szkoły świadomie, mój ojciec widział mnie jako krawca. Dla mnie jako dzieciaka nie przeszkadzało mi bycie krawcem. Natomiast cała ta intryga skończyła się w momencie, kiedy u kuzyna szyto mi garnitur na komunię. Zobaczyłem maszynę do szycia. Gdy zacząłem ją oglądać, jak jest skonstruowana, jaka jest zasada jej działania, poczułem, że to jest to, co mnie interesuje. Zostało tak do dnia dzisiejszego.
W moim wyborze dużą rolę odegrali moi rodzice. Mój ojciec jako absolutny amator motoryzacji, czuł do niej pociąg. Zaznaczam, że za czasów mojej młodości była to inna era samochodów, może nie era dinozaurów, ale o zalążkach motoryzacji. Były to pojazdy, dla których wyjazd z garażu - a już taki pod 100 km - był nazywany trasą. Robiło się wtedy cały przegląd samochodu i zabierało się ze sobą, można powiedzieć, drugi samochód w częściach w bagażniku. Zawsze była to loteria, czy się dojedzie. Dodam, że prawdopodobieństwo było niewielkie, czy się dojedzie. Siłą rzeczy, kiedy naprawiałem samochód z ojcem i podawałem mu tylko klucze, czułem już tę mechanikę. Zacząłem prowadzić samochód w wieku 5 lat, pamiętam do dziś jak ojciec kładł masę poduszek na siedzenie, bym jakoś mógł prowadzić. Zaznaczam, że było to wtedy skrajnie nieodpowiedzialne. Aczkolwiek ta motoryzacja została zaszczepiona we mnie od najmłodszych lat.
Kiedy pojawiły się wolne soboty, były świętem facetów, którzy grzebali przy swoich samochodach. To były zupełnie inne samochody niż dzisiaj, znacznie prostsze. Pamiętam jako dzieciak Rajd Świętokrzyski i startującą w nim naszą Syrenę 102, która zajęła miejsce honorowe. Do dnia dzisiejszego mamy taką pamiątkę rodzinną… szerokie blaszki zakładane na pióra wycieraczek. Gdy udało mi się dostać do naszej szkoły, ojciec mi powiedział: Marek, chodzisz do samochodówki, trzeba komuś zapłon ustawić. No to co, Marek, pomóż, przejedziemy się. Tak to narastało.
M. M.: Czy może Pan podać swój ulubiony samochód?
M. R.: Czerwony, a może teraz czarny… A tak na poważnie, każdy jest fajny. W sferze marzeń mam na uwadze samochód terenowy, ale każdy mi się podoba na swój sposób.
J. H.: Czy jest coś, co planuje Pan usprawnić w działaniu naszej szkoły w najbliższym czasie?
M. R.: Oczywiście, że chciałbym usprawnić kilka działań. Nie zawsze to zależy od nas, ale podejmujemy to wyzwanie, by nasza szkoła była ciekawa dla kandydatów. Chcemy wychodzić naprzeciw zapotrzebowaniu w branży. Chcemy Was przygotować do tego szerokiego rynku pracy, byście sprostali tym wymaganiom. Prowadzimy poszukiwania kolejnych patronów, z takich ciekawszych rozmów, jakie prowadzimy, są rozmowy z Teslą, planujemy również przywrócić klasę Mercedesa. Otwieramy się na nowe możliwości, chcemy wprowadzić rodzaj praktyki specjalizującej, żeby dać jak najwięcej zajęć praktycznych. Próbujemy wprowadzić płatne staże, czy rodzaj stypendiów, staramy się, by je realizować.
M. M.: Jak Pan sądzi, w stronę napędów o jakim zasilaniu podążać będzie motoryzacja?
M. R.: Jest to trudne pytanie, rzeczą niewątpliwą jest to, że bańka konsorcjum naftowego pękła. Co było do bardzo niedawna niemożliwe, pękło. Natomiast istotna jest kwestia tego, czym w tej chwili zachłysnął się rynek. Mowa tutaj o elektromobilności. Wymaga on jednak istotnych poprawek, nie tylko patrząc na samochody osobowe. Spójrzmy na transport. Owszem, elektromobilność na potrzeby miasta w autobusach, śmieciarkach, jak najbardziej. Jednak potrzeba dużo zmian w infrastrukturze i dobrej technologii pozyskiwania tej energii. Jednak według mnie rozwiązanie wodorowe jest dosyć dobrym pomysłem, wodór został już okiełznany w jakimś małym stopniu. Myślę, że w tym kierunku naukowcy nie powiedzieli ostatniego słowa.
J. H.: Co chciałby Pan powiedzieć młodym mechanikom i absolwentom naszej szkoły rozpoczynającym dopiero swoją przygodę?
M. R.: Przede wszystkim chciałbym pogratulować trafnego wyboru. Mam nadzieję, że były to wybory dokonywane świadomie. Myślę, że dobrym przekazem byłaby dalsza nauka, dalszy samorozwój, by nie bali się wyzwań i coraz wyżej stawiali sobie poprzeczkę. Korzystanie z życia okołomotoryzacyjnego, utrzymanie klasowych kontaktów też jest ważne, bo to daje kolejne kontakty, będzie to owocowało w przyszłości.
M. M., J. H. : Dziękujemy za rozmowę.
Wywiad przeprowadzili Mateusz Michalik i Jakub Haligowski, klasa 4 G YAMAHA, wsparcie w opracowaniu Agnieszka Olszewska