PUPA. ŁYDKA. GĘBA. KUPA.
W piątkowy wieczór Grupa Miłośników Melpomeny podjęła niemałe wyzwanie uczestniczenia w spektaklu pt. „Ferdydurke”, wystawianym na deskach warszawskiego Teatru na Woli. Mimo późnej pory, specyfiki twórczości W.Gombrowicza i samej osobowości autora – świadomego prowokatora – sala przysłowiowo pękała w szwach. Widownię stanowili głównie uczniowie szkół średnich. Podziwem może napawać fakt, że nawet w chwilach przedłużającej się, nużącej ciszy na scenie, gdy Józio ospale budził się ze swego snu, a następnie ubierał się i rozbierał, lub gdy uczniowie ze szkoły dyrektora Piórkowskiego zapadali w kilkuminutowy stupor i letarg, nikt z widowni nie zwątpił, nie wyszedł demonstracyjnie z teatru. Brawurowo zagrany akt pierwszy uświadomił nam, że w naszej szkole jest wielu niesfornych Miętusów i chyba trochę mniej „niewinnych chłopiąt” podobnych do Syfona. Niestety, nadzieje na to, że dwa kolejne akty będą równie wciągające, okazały się płonne. Powiało nudą. Na stancji u Młodziaków „Łydka” była mało obecna, a w dworku wujostwa Hurleckich „Gęba” nie na tyle wyrazista, aby zakończenie dorównało początkowi. Na koniec warto podkreślić, iż kupa – w swej plastycznej postaci - była obecna na scenie przez cały spektakl, nagrodzony przez młodych widzów rzęsistymi oklaskami. Bardziej wytrawni teatromani pewnie pomyśleli, że bez szkody dla przedstawienia i ogólnego wyrazu artystycznego, spektakl trwający ponad 3 godziny można by było skrócić do 2 i w ten sposób uniknąć pewnych dłużyzn. W skali sześciogwiazdkowej przyznajemy szkolne 3+ !